Od dziecka uwielbiam wyścigi. Rzadko podoba mi się gra, w której nie można się ścigać.
Ale… W 2008 roku odstawiłem wszystkie NFSy i inne ścigałki na wiele lat. Ich miejsce w moim sercu zajęły gry MMORPG. Wiesz: rycerze, elfy, zamki i te sprawy. Tytuły pokroju Metina 2, Margonem, czy Tibii.
Szczerze? To kompletnie nie był mój klimat.
A jednak, twórcy mnie przechytrzyli.
Spędziłem tysiące godzin w grach, które nawet mi się nie podobały. Podobała mi się jednak ciągła stymulacja.
Chciałem więcej i więcej:
Takie tytuły są pełne mechanizmów, które mają za zadanie utrzymać uwagę i zachęcić nas do dalszej gry.
O ile te praktyki są dyskusyjne i mogą prowadzić do uzależnień, zamiast się na nie gniewać — być może warto spróbować wykorzystać to na swoją korzyść?
W tym wpisie pokażę kilka sposobów, które pomogły mi wdrożyć grywalizację we własnym życiu i znacząco podnieść produktywność, oraz przyśpieszyć realizację „nudnych” celów.
Nie używam wariackich technik, które zamieniają mnie w pracoholika, ale sprawiam, że to, co robię, jest przyjemniejsze i po prostu idzie mi łatwiej — jak w grze.
No dobra, zacznijmy od początku.
Grywalizacja (ang. gamification) to wdrożenie pewnych elementów gier komputerowych w celu uatrakcyjnienia jakichś czynności. Pozwala zwiększyć motywację i zaangażowanie, a przy tym ułatwić osiąganie skupienia i wejście w stan flow.
Grywalizację można wykorzystać między innymi:
Oto kilka mechanizmów znanych z gier, które można zaimplementować w grywalizacji:
Nie musisz wykorzystywać ich wszystkich, ale możesz zainspirować się nimi przy tworzeniu własnego systemu.
Poniżej przedstawiam kilka działających (przynajmniej u mnie) sposobów na grywalizację.
Każdy ma trochę inne preferencje i typ pracy/nauki, dlatego ciężko byłoby mi podać jedno uniwersalne rozwiązanie. Zobacz sam, co najlepiej działa u Ciebie i spróbuj przystosować to do własnych zadań.
Od kilku miesięcy prowadzę arkusz kalkulacyjny, w którym oceniam każdy swój dzień.
Wygląda to w ten sposób:
Przygotowany przeze mnie wzór oblicza punkty, które udało mi się uzyskać. Wierz mi lub nie, ale zaczynając każdy dzień, mam nadzieję, że znowu pobiję swój rekord.
Aktualnie staram się wbić 20 lvl, żeby odblokować pierwszą nagrodę (o tym będzie w kolejnym punkcie).
Generalnie wiem, że prowadzenie arkusza nie będzie zabawne dla każdego, ale zamiast tego, możesz po prostu zacząć oceniać poszczególne sesje i np. zapisywać gdzieś na kartce ile punktów łącznie uzyskałeś danego dnia.
Dobrym pomysłem na ułatwienie takiej zabawy jest skorzystanie z aplikacji Habitica, albo wbudowanego mechanizmu karmy w Todoist.
Mnie on jakoś niespecjalnie jara, ale z drugiej strony, walczę już o ostatni możliwy poziom — może warto się bardziej sprężyć? 😅
Wiesz kiedy miałem najbardziej produktywny okres w tym roku?
Kiedy postanowiłem, że za każdy dzień powyżej 500 punktów będę siebie nagradzał. Nagroda była drobna: 5 zł na mikrotransakcje w mojej ulubionej grze. Mimo wszystko w skali miesiąca miałem do zgarnięcia łącznie ok. 150 zł — całkiem nieźle.
Nieraz mnie to motywowało, zwłaszcza jak miałem średni dzień, ale myślałem: „dobra, brakuje mi już tylko 60 punktów — jednak pójdę na ten spacer i przyłożę się do dwóch ostatnich sesji — powinno się udać”.
Możesz też nagradzać siebie za wykonanie konkretnych zadań z listy, albo za osiąganie długoterminowych celów.
U mnie najskuteczniej działają nagrody, które mam szansę odbierać codziennie. Myślenie w perspektywie kilku miesięcy mnie nie napędza, bo w grach szukałem czegoś zupełnie odwrotnego — niemal natychmiastowej gratyfikacji.
Ponad rok swojej gry w Margonem spędziłem na polowaniu na hełm z „Quetzalcoatla”. Ubiłem tego gałgana łącznie ponad 5000 razy, a na każde bicie trzeba było czekać 18 minut.
Jak nietrudno policzyć, spędziłem na tym ponad 1500 godzin. Na czym polegała taka gra? Stało się w miejscu i raz na jakiś czas klikało się w potwora — tyle. Później następowało losowanie nagrody. Była minimalna szansa (ok. 0.05%), że z takiego bicia spadnie wymarzony, legendarny przedmiot. Każde losowanie było dreszczykiem emocji.
Sto razy lepiej bawiłbym się podczas dynamicznych walk PvP, albo grania w inną grę.
Wiedziałem, że to bez sensu, a jednak — losowość, nieprzewidywalność i niewielka szansa na ogromną nagrodę, zachęcały do robienia czegoś, co nie było ZUPEŁNIE ciekawe.
Jak wykorzystać to w pracy, albo nauce?
Mój pomysł jest prosty: wystarczy skorzystać z Pomodoro (ja używam 50 min pracy/10 min przerwy) albo bloków czasowych i po każdym sumiennie przepracowanym bloku losować nagrodę. Fajnie jest to połączyć z ocenianiem i np. losować tylko po udanych sesjach, gdy ocena była większa niż 7/10.
Możesz do tego skorzystać z internetowego koła fortuny, np. tak:
Jedni wolą nagrody, a inni… Też nagrody, ale kary działają na nich lepiej.
O budowaniu nawyków powstała niejedna długa książka. Atomowe Nawyki (James Clear) sprzedały się już ponad 3 000 000 razy [1].
Wielki szacun dla autora, ale…
Tworzenie nawyków jest proste jak budowa cepa. U mnie ogranicza się do dwóch rzeczy:
O co chodzi z tym drugim? Najprościej jest po prostu wziąć kartkę, narysować na niej np. 30 kwadratowych pól i powiesić ją w widocznym miejscu na ścianie.
Po każdym dniu, w którym wypełnisz zadanie (np. 30-minutowy spacer), zakreślisz w polu X. Jeśli Ci się nie uda, zamiast X wstawisz kółko… A nikt nie chce wstawiać kółka, zwłaszcza jak już ma kilka X-ów z rzędu.
To tak zwany „The X Effect”. Na Reddit znajdziesz nawet społeczność fanów tej metody, liczącą już ponad 60 000 członków: r/theXeffect.
Ja nie lubię wieszać sobie nic na ścianie, więc wykorzystywałem do tego aplikację Habitica, a obecnie nawyki pomaga mi budować Todoist z rozszerzeniem Habit Tracker.
Efekt zerwania łańcucha wykorzystuje wiele gier multiplayer, a nawet aplikacji związanych z edukacją. Przykładowo, wielu użytkowników Duolingo chwali się bardzo długim łańcuchem rzędu kilku tysięcy dni nauki pod rząd — aplikacja codziennie pokazuje tzw. „streak”.
Wada takiego rozwiązania? Gdy łańcuch się zerwie, trochę do kitu jest zaczynać od zera. Mnie w ten sposób odechciało się nauki niemieckiego, gdy po ponad 60 dniach musiałem zrobić sobie kilka dni przerwy i tym samym wyzerowałem licznik.
I tak nie chciało mi się już uczyć, ale trzymała mnie przy tym obawa przed zerwaniem łańcucha, na który tak długo pracowałem.
Wiele gier narzuca nam czas na wykonanie konkretnego zadania.
Na przykład: przejdź daną mapę w czasie krótszym niż dwie minuty, albo pobij swój poprzedni rekord.
Jako fan wyścigów UWIELBIAM takie rzeczy. Nieraz złapałem się na tym, że powtarzałem jeden poziom kilkadziesiąt razy, tylko po to, żeby poprawić czas o pół sekundy.
Dobrym pomysłem może być użycie tego w pracy, albo w nauce.
Można skorzystać do tego z najzwyklejszego stopera online.
Przykładowo:
Nie wiem jak na Ciebie, ale na mnie działa to całkiem nieźle. Chcąc zrobić coś jak najszybciej, skupiam się na tym w 100% i zapominam, że robię coś, co nie sprawia mi specjalnej przyjemności.
Warto tego używać jedynie w prostych, bezpiecznych i powtarzalnych zajęciach. Gdybym korzystał z tego sposobu np. przy pisaniu wpisów na tego bloga — pewnie byłoby ich z 5 razy więcej, ale nie dałoby się ich czytać.
Rywalizacja potrafi zachęcić do tego, żeby przeznaczać na coś więcej czasu i bardziej się na tym skupiać.
Kojarzysz MrBeasta? To obecnie jeden z największych YouTuberów na świecie (na głównym kanale ma już ponad 100 milionów subskrybcji).
W jednym z wywiadów opowiadał o swoich początkach z YouTube. Zakolegował się z innymi małymi twórcami i przez ponad 1000 dni rozmawiał z nimi na Skype o strategiach pozwalających zwiększyć ruch. Jak stwierdził, taka forma nauki pozwalała im oszczędzić mnóstwo czasu, bo zamiast zdobywać wiedzę samemu, zdobywali ją w kilka osób.
Jak najbardziej w to wierzę, ale widzę w tym jeszcze jedną ogromną zaletę:
Otoczenie się ludźmi z danego środowiska potrafi niesamowicie napędzić do działania. Zwłaszcza jeśli są to prawdziwi pasjonaci.
Wiele razy widziałem to po samym sobie. Kiedy gadałem z kumplami z gier, w głowie było mi tylko zdobywanie kolejnych poziomów i poprawianie ekwipunku. Gdy otoczyłem się kumplami programistami, chciałem jak najszybciej nauczyć się nowej technologii i pochwalić się nowym, ciekawym projektem.
Chciałem progresować, aby pewnego dnia dorównać lepszym od siebie, a nawet ich przeskoczyć. Dzięki temu przeznaczałem na to coraz więcej czasu i osiągałem większe skupienie. Praca była wówczas jak sport czy dobra gra komputerowa.
W zdrowej rywalizacji nie ma nic złego, dlatego polecam Ci spróbować.
Oto kilka pomysłów na rywalizację w pracy/nauce:
Habitica to jedna z najlepszych aplikacji do grywalizacji. Ułatwia budowanie nawyków i wykonywanie poszczególnych zadań.
Co ciekawe, jej darmowy pakiet oferuje w zasadzie wszelkie niezbędne funkcje, dlatego, zamiast czytać ten opis, możesz bez problemu wypróbować ją na własną rękę.
Idea jest taka, że poprzez swoje zaangażowanie zdobywamy punkty i kolejne poziomy. Zdobyte złoto możemy wymieniać na nagrody, a im większa będzie nasza aktywność, tym bardziej przyczynimy się w walkach gildyjnych (swoją drogą, możesz tam znaleźć naprawdę mnóstwo społeczności dla produktywnych osób).
Ja korzystałem z tej aplikacji przez pół roku. Uwielbiałem odhaczać tam zadania, ponieważ przesuwający się pasek postępu i miły dla ucha dźwięk stymulowały mnie prawie tak bardzo jak moje ulubione MMORPG.
Przestałem jej używać ze względu na dość archaiczny system TODO, który wraz z rozwojem moich projektów zaczął mnie ograniczać. Przesiadłem się na Todoist, ale mam nadzieję, że jeżeli kiedyś znajdę na to trochę czasu, rozkminię jakąś dobrą integrację tych dwóch platform i znowu wrócę do „gry” 😉.
Jeżeli pracujesz albo uczysz się przed komputerem, dzięki RescueTime możesz w bardzo prosty sposób mierzyć czas poświęcony na realizację danych zadań.
Ten program śledzi Twoją aktywność i pozwala zobaczyć, ile czasu poświęciłeś np. na pracę nad Twoim referatem w Google Docs, a ile na przeglądanie Facebooka.
To dość fajne narzędzie, bo przeglądając raporty, każdego dnia możesz założyć sobie, że kolejnego spróbujesz być jeszcze bardziej produktywny, albo przynajmniej wyrobić jakąś ustaloną normę.
Oto moje aktualne rekordy:
Z pierwszego (najwięcej czasu spędzonego przed komputerem) nie jestem szczególnie dumny, ale drugi (najwięcej bardzo produktywnego czasu) chciałbym pobić jeszcze w tym roku.
Oprócz aspektów związanych z grywalizacją, RescueTime polecam także do identyfikacji programów i stron, na których niepotrzebnie spędzasz zbyt wiele czasu. Wówczas możesz np. wyznaczyć na nie limit czasowy, albo kompletnie je zablokować (ja używam do tego programu Cold Turkey).
Podobno każdy prawdziwy mężczyzna powinien zasadzić drzewo.
Ja zasadziłem już pięć i nawet nie musiałem wychodzić z domu… Cóż, takie czasy ¯\_(ツ)_/¯.
Forest to aplikacja Pomodoro, która pozwala sadzić wirtualny las za realizowane sesje.
Po uzbieraniu wystarczającej ilości waluty, w wersji płatnej możemy zlecić zasadzenie za nas prawdziwego drzewa. Oprócz tego motywujące mogą być też rankingi (globalny i ten wśród znajomych), czy odblokowywanie kolejnych wirtualnych nagród.
Jeżeli często kusi Cię telefon, możesz skorzystać z jednej z jego najlepszych funkcji: usychania drzewka, gdy wyłączysz aplikację.
Dzięki temu możesz dodatkowo ograniczyć swoją prokrastynację.
W grach najbardziej pociągały mnie te dwa elementy:
W pracy lub nauce możesz skorzystać do tego np. z koła fortuny.
Wystarczy, że wyznaczysz sobie różne nagrody (możesz też ustawić wiele typu „PUSTO”) i będziesz wykonywał losowanie np. po odhaczeniu czegoś na liście albo po każdej udanej sesji Pomodoro.
Przez jakiś czas korzystałem z tej metody i naprawdę bardzo ją sobie chwaliłem. Obecnie nie pociągają mnie już dawne nagrody, ale jak wymyślę jakieś nowe pomysły, na pewno do tego wrócę.
Każde kręcenie kołem było satysfakcjonujące, a świadomość tego, że mogę upolować coś fajnego, skutecznie nakręcała mnie do pracy.
Nie, nie robię sobie jaj. Excel czy Arkusze Google to jedno z najlepszych narzędzi do grywalizacji.
Dlaczego? Bo grywalizacja nie jest zero-jedynkowa: na każdego działają różne rzeczy i każdy wykonuje różną pracę.
W arkuszach możesz dostroić wszystko do własnych potrzeb.
Ja praktycznie co roku przeprojektowuje swój system, chociaż obecny sprawdza się bardzo dobrze:
Obecnie rozbudowałem ten arkusz o kilka dodatkowych pól (m.in. 15000 kroków dziennie), ponieważ od wczoraj jestem w trakcie 90-dniowego Monk Mode — o ile krytykowałem i nadal krytykuję tę metodę, wiem, że u mnie sprawdza się całkiem nieźle. A, że mam sporo do zrobienia i trochę „złości” do wyładowania, daję z siebie teraz 100%. Zobaczymy czy będzie warto — za 3 miesiące spróbuję napisać tu jakieś podsumowanie (chciałbym trochę schudnąć i odpalić pierwszy z moich nowych kanałów YouTube).
U mnie takie arkusze sprawdzają się wyśmienicie. Jeżeli miałbym polecić tylko jedną aplikację, byłoby to właśnie to i zbudowanie własnego systemu.
Jeżeli podobnie jak ja, spacerujesz, albo chciałbyś zacząć się odchudzać, z całego serducha polecam Ci aplikacje wyposażone w licznik kroków.
Ja używam Krokomierz – Licznik Kroków (Android) i nie mógłbym sobie chwalić jej bardziej.
Za każdym razem gdy rozwijam menu powiadomień, widzę, ile danego dnia zrobiłem kroków i ile spaliłem dzięki temu kalorii:
Oprócz tego bardzo motywujące są także osiągnięcia. Podczas swoich spacerów przeszedłem już łącznie ponad 3200 kilometrów — to tak jakbym 4 razy przeszedł z Londynu do Paryża. Wow, satysfakcjonujące.
Teraz zmierzam po ostatnie osiągnięcie, czyli „Do rdzenia ziemi”. Mam nadzieję, że uda mi się je zdobyć w przyszłym roku.
Jeżeli biegasz, jeździsz na rowerze, albo po prostu szukasz trochę bardziej rozbudowanej alternatywy dla licznika kroków, ciekawym wyborem może być Strava.
Aplikacja pozwala między innymi na:
Jeżeli chcesz dowiedzieć się o niej więcej, polecam Ci zapoznać się z tą stroną.
Ja do spacerów wolę prostsze rozwiązania, ale wielu moich kumpli biegaczy i cyklistów bardzo chwali sobie Stravę i aż nie mogą doczekać się kolejnego dalszego wypadu, żeby pobić kolejny rekord.
Fajne, warto się zainteresować.
Nie znam lepszej aplikacji do nauki języków niż Duolingo. Przynajmniej jeśli chodzi o poziom podstawowy i zwykłe słówka i zwroty.
Parę razy zastanawiałem się, dlaczego akurat ta aplikacja ma tylu oddanych fanów i jest uwielbiana na całym świecie.
Szczerze, mnie z kilku alternatyw korzystało się równie dobrze, albo nawet lepiej. Ale jest coś, w czym Duolingo jest niedoścignione: grywalizacja.
W każdym tygodniu rywalizujesz z innymi użytkownikami z Twojej ligi, a każdego dnia musisz wypełnić normę, bo inaczej stracisz tzw. streak (ilość dni nauki pod rząd).
Już sam interfejs aplikacji wygląda jak niezła gra RPG, a wszechobecne nagrody i aspekty społecznościowe tylko to podkreślają. Aż chce się człowiekowi uczyć, naprawdę.
Ja w Duolingo uczyłem się kiedyś niemieckiego i bardzo sobie chwaliłem. Z pewnością gdy zrobi mi się trochę czasu i ochoty na naukę języka, wrócę właśnie do Duo, bo wiem, że żadna inna aplikacja nie utrzyma mojej uwagi równie długo (nie mam większego samozaparcia, bo po prostu średnio mi na tym zależy).
Napisałem o grywalizacji wiele dobrego i pokazałem, w jaki sposób samemu wykorzystuję ją w pracy, nauce i innych obszarach życia.
Warto jednak pamiętać o tym, że niemal wszystko w nadmiarze ma jakieś wady. Nawet grywalizacja, dlatego nie polecam z nią przesadzać.
Dlaczego? Jeżeli do danej aktywności motywuje nas jedynie chęć zdobycia nagrody, z czasem sama praca stanie się mniej interesująca. Ważny będzie wyłącznie efekt końcowy — krótki zastrzyk dopaminy.
Nagroda jest fajna, ale nie powinniśmy się skupiać wyłącznie na niej.
Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się w świetnym podcaście Controlling Your Dopamine For Motivation, Focus & Satisfaction | Huberman Lab Podcast #39 (wymagany angielski, ale w razie potrzeby możesz włączyć napisy z tłumaczeniem).
Grywalizacja powinna być dodatkiem, a nie jedynym motywatorem.
Znacznie większe efekty od niej może dać doprowadzenie do tego, żeby zamiast końcowej nagrody, przyjemność sprawiał Ci cały proces. Jak to zrobić? W tym temacie mogę polecić książkę „So Good They Can’t Ignore You” (Cal Newport) oraz mój wpis: 7 sposobów na to jak polubić swoją pracę.
Jeżeli temat grywalizacji Cię zainteresował i chciałbyś go jeszcze bardziej zgłębić, polecam Ci następujące miejsca:
Wybacz, że tym razem wszystkie linki są po angielsku, ale w razie potrzeby możesz skorzystać z tłumacza lub napisów na YouTube.