Internetowi guru produktywności raz na jakiś czas wyskakują z nową metodą, która ma być uniwersalnym przepisem na sukces.
Dawniej każdy trąbił o pomodoro, później był boom na 4-tygodniowy tydzień pracy, a dziś — znów ze skrajności w skrajność — coraz popularniejszy staje się Monk Mode.
Czy to naprawdę taki gamechanger, czy może ściema i toksyczna „produktywność”?
Jak dla mnie, poniekąd jedno i drugie. W odróżnieniu od osób zakochanych w Monk Mode, w tym wpisie przedstawię go z dwóch stron: pozytywnej, jak i negatywnej. Tak, żebyś mógł zobaczyć, czym jest ta technika i czy aby na pewno jest taka super, jak się wydaje.
Opiszę to z perspektywy gościa, który Monk Mode stosował jeszcze zanim dowiedział się, że ma to jakąś nazwę. Gościa, który zarówno dużo na tym zyskał, jak i wiele na tym stracił.
Monk Mode to z angielskiego po prostu „tryb mnicha”.
Chodzi w nim o to, że staramy się niemal całkowicie odizolować od rozpraszaczy i społeczeństwa po to, żeby przeznaczyć maksymalnie dużo czasu i energii na realizację jakiegoś celu.
Takim celem może być na przykład wykonanie jakiegoś projektu, zarobienie danej sumy pieniędzy, nauczenie się języka, czy chociażby przeczytanie kilku książek. Monk Mode rozpoczyna się na określony czas, na przykład na dwa tygodnie.
Dzięki odstawieniu rozrywki i skupieniu się na celu możemy poświęcić mu mnóstwo czasu, a przy okazji zapewnić sobie znacznie większe skupienie. Odstawiamy większość „fajnych” czynności, które wyzwalają sporo dopaminy, dzięki czemu praca powinna być nie tylko dłuższa, ale też ciekawsza, bo i tak nie będziemy mieli nic lepszego do roboty.
Jeżeli zastanawiasz się, czy warto przeprowadzić Monk Mode, poniżej znajdziesz listę jego wad i zalet.
Być może pomogą Ci podjąć właściwy wybór, choć strzelam, że na 99% tym wyborem powinno być olanie Monk Mode i rozważenie alternatyw, które opiszę na końcu tego wpisu.
Jeżeli jesteś pewien, że chcesz zdecydować się na Monk Mode, poniżej pokażę Ci jak możesz zacząć w pięciu prostych krokach.
Przede wszystkim, Monk Mode przeprowadza się w jakimś określonym celu. Cel nie musi być oczywiście jeden. Może być ich kilka, choć polecałbym się ograniczyć do maksymalnie trzech-czterech.
Najważniejsze jest to, żeby wyznaczyć cele mierzalne i takie, które są zależne od Ciebie.
Przykładowo:
Załóżmy, że znany twórca internetowy chce zwiększyć swoje zarobki do poziomu 10 000 złotych miesięcznie. Aby to zrobić, decyduje się na 3-miesięczny Monk Mode.
Problem w tym, że ostatecznie nie ma on całkowitego wpływu na swoje zarobki. Wiele zależy od tego jak potraktują go algorytmy i czy jego treści spodobają się odbiorcom.
Może mieć za to wpływ na swój wysiłek i ilość włożonej pracy. Z tego powodu lepszym celem byłoby na przykład: „Co drugi dzień opublikować nowy odcinek na kanale YouTube”.
Wówczas, niezależnie od algorytmów i odbioru widowni, po 90 dniach Monk Mode będzie miał 45 nowych odcinków. To czy zrealizuje cel, będzie zależne przede wszystkim od niego, a chwilowy przestój w zarobkach (co zdarza się dość często) nie będzie go aż tak zniechęcał, ponieważ wszystko idzie przecież zgodnie z planem.
Schudnąć 10 kilogramów w 3 miesiące.
Przez 3 miesiące codziennie chodzić na godzinne spacery i spożywać 2000 kcal.
Nie da się ukryć, że Monk Mode wymaga sporo poświęceń. Z tego powodu, przed jego rozpoczęciem trzeba narzucić sobie konkretne zasady.
Szkoły są różne, ale ja polecam trzymanie się w tym wszystkim jakiegoś rozsądku i nierezygnowanie z aktywności fizycznej. Nie polecam też kompletnego odcinania się od świata.
Przykładowe zasady na czas Monk Mode:
To oczywiście tylko przykład, do którego stosowałbym się ja, jako osoba pracująca przed komputerem. Taki plan może się znacząco różnić w zależności od tego co chcesz osiągnąć i z czego jesteś w stanie zrezygnować. Np. zamiast pracy możesz wrzucić tu naukę, albo czytanie książek.
Zasady powinny być dostosowane do Twoich potrzeb, a także nie powinny być przesadnie „ambitne”. Całkowite odcięcie się od zewnętrznego świata to rzadko kiedy dobry pomysł.
Dobry plan dnia pomaga unikać prokrastynacji i pozostawać przez cały dzień w odpowiednim rytmie.
Bez planu często łapałem się na tym, że kończyłem sobie o godzinę wcześniej, albo po prostu nie wiedziałem, co mam robić w danej chwili. Lepiej mieć to uporządkowane, zwłaszcza na czas Monk Mode.
Przykładowy plan dnia na czas Monk Mode:
Wiem, że ktoś może powiedzieć, że 9 przerw po 10 minut to dość sporo, ale uważam, że w pracy kreatywnej, zwłaszcza siedzącej i przed komputerem, w miarę możliwości powinniśmy sporo odpoczywać. Sam tak pracuję i nie wyobrażam sobie już siedzenia po 4-5 godzin przyklejonym do fotela. Mam dopiero 25 lat, a tak długie sesje mimo wszystko powodują u mnie spory dyskomfort.
Co do samego planu, to oczywiście tylko przykład. Możesz wyznaczyć sobie coś mniej lub bardziej hardkorowego, oraz dostosować wszystko do własnych potrzeb i preferencji.
Zanim rozpoczniesz Monk Mode, określ dokładną datę jego rozpoczęcia i zakończenia.
Monk Mode może trwać tydzień, dwa tygodnie, miesiąc, czy nawet trzy miesiące. Wszystko zależy od twojego celu i tego jak długo chcesz się tak poświęcać.
Proponuję Ci, aby Twój pierwszy Monk Mode nie był dłuższy niż dwa tygodnie. Pierw zobacz, z czym to się je i nie obliguj się od razu na pół roku.
Nawet jeśli teraz wydaje Ci się to proste, w praktyce może się okazać, że Monk Mode u Ciebie nie działa lub wymaga zbyt dużych wyrzeczeń.
Tak jak już pisałem, nie chodzi tylko o to, żeby przesiedzieć czas, a o to, żeby dobrze go wykorzystać.
Z tego powodu podstawą jest dobrze wyznaczony cel i sprecyzowany plan dnia.
Staraj się śledzić progres.
Jeżeli się odchudzasz, stwórz sobie np. arkusz kalkulacyjny i każdego dnia wpisuj tam liczbę spożytych kalorii, aktualną wagę, oraz wykonane ćwiczenia.
Jeżeli pracujesz, możesz zapisywać, co zrobiłeś (np. dodanie 5 nowych produktów do Twojego sklepu internetowego), oraz subiektywnie oceniać swój dzień w skali od 1-10 lub nawet zapisywać ile dokładnie czasu przeznaczyłeś na produktywną pracę (jeśli pracujesz przed komputerem, możesz użyć do tego np. wcześniej wymienionego RescueTime).
Ja, nawet nie będąc w trybie mnicha, każdego dnia oceniam każdą swoją sesję Pomodoro (1-10) i zapisuję, ile czasu przeznaczyłem na produktywną pracę.
Jak widzisz, powyższe wyniki nie robią specjalnego wrażenia, ale dzięki temu nie oszukuję samego siebie, a każdego kolejnego dnia mam motywację, żeby się poprawiać.
Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie we własnym zakresie. Możesz w tym celu przeczytać listę wad i zalet Monk Mode.
Z mojego punktu widzenia zazwyczaj nie warto decydować się na Monk Mode.
To bardzo wyczerpujący okres, który może być niebezpieczny. Oprócz tego, że Monk Mode może znacząco osłabić nasze relacje z innymi, może prowadzić do wielu innych zaniedbań, a nawet depresji.
Monk Mode ma sens jedynie jeśli jesteś zdyscyplinowany i masz do wykonania jakiś bardzo istotny cel, który nie może poczekać.
Przykładem może być tutaj postać Nico Rosberga, który w sezonie 2016 Formuły 1 podporządkował niemal całe swoje życie dla realizacji celu, którym było zdobycie mistrzostwa świata. Udało się, ale zważywszy na to, że po zdobyciu tytułu zdecydował się zakończyć karierę w F1, musiała to być zarąbiście wyczerpująca droga.
Monk Mode powinny unikać zwłaszcza osoby posiadające partnerów i dzieci. Jesli masz obowiązki, które są ważniejsze od Twojego celu, tryb mnicha mija się z celem, chyba że potraktujesz go odpowiednio luźniej i dostosujesz do tego swój plan dnia i zasady (np. nie odizolujesz się kompletnie, a codziennie przeznaczysz np. 2 godziny na relację ze swoimi najbliższymi).
Jeśli chodzi o mój stosunek do Monk Mode, po wielu przygodach z tym trybem doszedłem do wniosku, że w życiu potrzebny jest balans.
Nie mogę się wiecznie izolować w pogoni za jakimś celem, bo po prostu spędzę całe życie goniąc marchewkę na kijku.
Uznałem, że już nigdy nie zdecyduję się na taki tryb, chyba że na stosunkowo krótki okres (np. miesiąc) po to, aby zrealizować jakiś wybitnie ważny cel — mam jednak nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby i już zawsze będę w stanie do wszystkiego dążyć konsekwentnym, zdroworozsądkowym tempem.
Jeżeli zastosujesz się do przytoczonych tu pięciu kroków, jestem niemal przekonany, że Monk Mode przyniesie efekty.
Oczywiście nie jest tak, że Monk Mode uczyni każdego wybitnym sportowcem lub milionerem, ale na pewno jest w stanie znacząco poprawić produktywność i zwiększyć ilość czasu przeznaczanego na realizację celu.
Z drugiej strony, warto mieć na uwadze to, że bycie w takim trybie zbyt długo może skutkować wypaleniem zawodowym.
Z tego powodu, poniżej przedstawię Ci kilka alternatyw dla tego trybu.
Jak już parę razy wspomniałem, Monk Mode nie jest idealny.
Nie mówię, że jestem jakimś turbo przeciwnikiem tej metody, ale wiem, że w wielu przypadkach może bardziej przeszkodzić niż pomóc.
Ale raczej nie wszedłeś tutaj po to, żeby wyjść z odpowiedzią: „to do kitu, olej temat”.
Chcę, żeby ten wpis niósł jakąś wartość także dla tych, którzy uznają, że Monk Mode nie jest dla nich. Z tego powodu, poniżej przedstawiam kilka alternatyw.
Detoks dopaminowy jest chyba równie kontrowersyjny jak sam Monk Mode. Założenia są dość podobne, ale wiele osób wykonuje go tylko przez jeden dzień.
Polega na tym, że odstawiamy wszystko, co wyzwala dużo dopaminy.
Takie wynudzenie się potrafi na jakiś czas zwiększyć naszą ochotę do pracy. Co więcej, może nam uświadomić, że potrafimy całkiem fajnie radzić sobie bez rozpraszaczy (np. gier komputerowych czy mediów społecznościowych).
Ja z reguły przeprowadzam sobie taki detoks raz w roku, żeby się trochę zresetować i zobaczyć czego w życiu nie potrzebuję. Dzięki temu zrezygnowałem kiedyś z posiadania na telefonie aplikacji mediów społecznościowych — bez nich żyło mi się równie dobrze, albo i lepiej niż z nimi.
To Ty decydujesz, od czego odpoczniesz podczas detoksu dopaminowego. Z reguły ludzie na ten czas rezygnują z telefonu, komputera, gier, stymulujących posiłków, używek, oraz aktywności seksualnych.
Jeżeli chcesz po prostu odpocząć od ciągłych rozproszeń i popracować nad własną koncentracją, taki detoks może być znacznie lepszą i mniej wymagającą alternatywą dla Monk Mode.
Jednym z największych złodziei produktywności są ciągłe rozproszenia. U mnie dochodzi do nich najczęściej wtedy, gdy nie wiem, co mam robić.
Jeżeli mam wyznaczony konkretny plan, punkt po punkcie — nie muszę się za wiele zastanawiać, bo mój „GPS” przez cały czas prowadzi mnie za rączkę. Im dokładniej wyznaczysz sobie zadania, tym łatwiej jest później je wykonywać.
Oto co polecam Ci zrobić:
Do planu dnia polecam Kalendarz Google.
Jeśli chodzi o aplikację do listy zadań (tzw. TODO), ja używam i chwalę sobie Todoist.
Jeżeli chcesz skupić się na realizacji jakiegoś celu, najłatwiej będzie odizolować się od rzeczy, które Ci w tym przeszkadzają — taka zresztą jest idea Monk Mode.
W przeciwieństwie do niego proponuję Ci nieco mniej hardkorową, ale za to ciągłą, a nie tymczasową wersję.
Zamiast odcinać się od bliskich i rezygnować z jakiejkolwiek formy rozrywki, po prostu na czas pracy odetnij się od zbędnych rozpraszaczy.
Jak robię to ja?
1. Wyłączam internet w telefonie i chowam go do szafy, żebym za łatwo po niego nie sięgnął. Nadal można do mnie zadzwonić w pilnej sprawie, ale nie dostaję już powiadomień o tym, że ktoś wysłał mi śmiesznego mema.
2. Pracuję przed komputerem, więc blokuję programem dostęp do stron i aplikacji, które mnie rozpraszają. Podczas pracy nie jestem więc w stanie wejść na swoje ulubione fora, ani odpalić jakiejkolwiek gry (blokuję sobie dostęp do ulubionych tytułów, jak i odgórnie samego Steama). Używam do tego programu Cold Turkey.
W godzinach pracy blokowanie włącza się automatycznie.
Ja rozegrałem to tak, że mam dwa programy. Odblokowanie non-strict wymaga przepisania relatywnie krótkiego kodu — jakieś 30 sekund roboty. Blokuję nim dostęp do Reddita, Wykopu i kilku portali newsowych. Daję sobie jednak furtkę na odblokowanie, bo czasami potrzebuję którejś z tych stron podczas pracy (np. do researchu).
W przypadku strict kod ustawiłem na niemal maksymalną ilość znaków. Blokuję tym gry i aplikacje stricte rozrywkowe. Odblokowanie tego w godzinach pracy zajęłoby mi co najmniej dwadzieścia minut. Dzięki temu nawet mnie to nie kusi.
Kolejną bardzo ciekawą techniką ułatwiającą realizację celów jest grywalizacja.
Ja używam jej głównie do monitorowania progresu i budowania nawyków.
O tym jak dokładnie wygląda to u mnie napiszę kiedyś osobny wpis, jednak żeby nie pozostawić Cię z niczym, polecę Ci jedną aplikację i jedną technikę, które również stosowałem w przeszłości.
Jedna z najlepszych znanych mi platform do grywalizacji. Prawdziwa gra „w życie”. Możesz w niej zdobywać punkty i przedmioty za realizację swoich nawyków i zadań, a nawet rywalizować z innymi graczami. Swoją drogą, to bardzo fajna platforma, żeby poznawać ciekawych i ambitnych ludzi.
Jeżeli wolisz mniej zdigitalizowane formy śledzenia nawyków, x-effect powinien Ci się spodobać.
Idea jest prosta:
Wiem, że może to brzmieć dla Ciebie banalnie lub głupio, ale ta metoda działa i pomogła wielu osobom z całego świata zbudować najróżniejsze nawyki. Chodzi po prostu o to, że dzięki widocznej kartce przypominamy sobie, że mamy coś do zrobienia, a dzięki temu, że codziennie odznaczamy na niej progres, chcemy odznaczyć X, żeby nie zerwać łańcucha — bo przecież byłoby szkoda, skoro tak dobrze nam szło 😀.